sobota, 7 listopada 2015

Od Floe

Bagnisty Zakątek był bardzo lubiany przeze mnie. Do czasu aż... Nie, jednak opowiem tę historię od początku.
W watasze, w której się urodziłam wszystkie ptaki uważano za święte i nie można było na nie polować. Każdy kto zabił jakiegoś został wyrzucany. Szczególnie czczono indyjskie pawie i bardzo rzadkie w stronach, z których pochodzę bażanty. Nic więc dziwnego w tym, że odwiedzałam często Bagnisty Zakątek. Tutaj jednak pawie są tylko pięknymi i dumnymi ptakami, które nie uważają się za święte.
Kiedyś spotkałam jednego z nich, gdy przechodziłam przez bagno. Cudowne zwierzę zaskrzeczało i odezwało się:
- Czy chcesz usłyszeć prawdę dotyczącą twojej przyszłości, czyli co cię spotka?
- Jeśli zechcesz, szlachetny ptaku - poprosiłam, bo to uważałam za słuszne.
- Tutaj, na tych bagnach spotka cię straszliwy wypadek. Pewien stwór cię zaatakuje, a ty ujdziesz z życiem i go zabijesz (nawet skonsumujesz). Niestety rany zostaną ci na długi czas. Nie próbuj się tylko z tego wymigać. To jest przyszłość, która została zapowiedziani i nie da się jej odwołać.
Bez żadnych słów, tak po prostu, odeszłam od pawia. Nie chciałam wcale poznawać tak gorzkiej prawdy. Zastanawiałam się nad pozostaniem na zawsze w jaskini, ale stwierdziłam, że nie, bo ptak mówił, że nie można się wymigać. I tak bolesne rany kiedyś się zagoją i przestaną boleć.
Przyjaciele się o mnie bardzo martwili. Gdy pytali mnie o to, co się stało, ja zawsze odpowiadałam:
-"Czas pokaże."
Bo tak właśnie miało być. To było nieuniknione.
I wreszcie to się stało. Odwiedzając bagna w poszukiwaniu walki usłyszałam ryk, a może też buczenie, które zatrząsnęło ziemią, a ja poczułam jak bardzo pragnę wylewu krwi mojego przeciwnika. Ugięłam tylnie łapy, wyszczerzyłam kły i natężyłam wzrok i słuch w oczekiwaniu na niego. I mantikora (bo z tym stworzeniem miałam do czynienia) się pojawiła. Była pięciokrotnie większa od urodziwego łosia. Miała czerwone ślepia, które wyrażały tylko gniew. Zęby były długie i ostre tak samo jak rogi. Grzywa porastała nie tylko łeb i szyję potwora, ale też jego grzbiet i łapy. Przednie kończyny wyposażone w pancerz i pazury, tylnie zaś nie przypominały łap, a kopyta niczym bycze. Ogon ogonem nie był, za to wężem i owszem. Tylko nie takim niegroźnym zaskrońcem, a brzydkim, kolczastym wężyskiem z przekrwionymi oczyma.
Nie zastanawiając się wiele wskoczyłam na grzbiet mantikory, a ona się na niego przewróciła niemal mnie zgniatając. Wykorzystałam moc zlewania się z tłem i z zaskoczenia wgryzłam się w ogon tym samym zabijając węża. Niestety krew jego była bardzo gorzka. Później przybrałam znów normalną postać i szybko wdrapałam się na drzewo znikając. Ogłupiała mantikora walnęła łbem o twardy pień i kręciła się w kółko. Nie miała wystarczająco sił, by walczyć, więc zabiłam ją i delektowałam się jej słodkim mięsem.
Mimo, że walka zakończyła się moim sukcesem nie byłam w stanie więcej odwiedzać bagien. Wolę, gdy moja przyszłość nie jest mi wiadoma.
Zdjęcie mantikory:
 http://orig12.deviantart.net/fbab/f/2007/080/c/6/ice_chimera_by_tacimur.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz