Trochę zakłopotany i oszołomiony patrzyłem na Floe. Wreszcie odezwałem się:
- Co ty tu robisz, co?
- Śpię, - odpowiedziała wadera - a raczej spróbowała.
- To łaskawie się suń albo wynoś się, bo też chcę spać.
- Ty się przesuń. I tak w ogóle, to nie wyjdę z mojej jaskini i nie wyszłabym. To mój dom.
- Dobra, dobra. Zamknij się i śpij.
Gdy rano się obudziłem mojej lokatorki już nie było. Nie przejąłem się
tym zbytnio. Wyszedłem z jaskini, aby lepiej przyjrzeć się okolicy.
Rozglądając się tak znalazłem swoje śniadanko - chorą klępę. Powoli się
do niej podkradłem i na nią skoczyłem. Łosica zepchnęła mnie, ale nie
przewidziała tego, że umiem latać. Zaatakowałem ją więc z powietrza. Ten
cios był już śmiertelny. Zadowolony zacząłem jeść.
W pewnej chwili zza krzaków wyszła jakaś nieduża wadera.
- Cześć - powiedziała - Jestem Azumi, a ty to pewnie Rifugio? Talija mi o tobie mówiła. Eee... Dasz mi kawałek łosia? Proszę...
- Dobra - zgodziłem się - Nie jesz pewnie dużo.
Po chwili stwierdziłem jednak, że Azumi to największy żarłok jakiego
spotkałem. Gdy zjadła już wszystkie cztery kończyny, brała się za łeb.
- Ej - warknąłem - Nie uważasz, że przesadzasz?
- Uważam, że nie jem dużo - odpowiedziała ze śmiechem wadera - Jem zgodnie ze swoimi potrzebami.
- Możesz zjeść głowę, ale coś za to dla mnie zrobisz.
- Co takiego?
- Pokażesz mi wszystko i wszystkich. Muszę poznać trochę watahę, jeśli tu mam mieszkać. Ok?
- Dobra, ale najpierw zjem. Pycha!
<Azumi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz